Znacie ten cykl? Na ostatnich stronach miesięcznika 'Wysokie Obcasy Extra' znani i lubiani opisują swoje dzieciństwo i opowiadają rodzinne anegdoty. Uwielbiam go czytać. Pewnie nie tylko ja, bo ukazał się też numer specjalny, w którym te historie zostały zebrane. Pomyślałam sobie, że fajnie by było jakby mnie kiedyś poproszono o taki wywiad. Nie sądzę jednak aby stało się to w jakiejś bliższej przyszłości ;). No ale od czego mam bloga?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na działce u Babci Sławci
Pradziadek Wawrzyn był ułanem. A potem z prababcią Bronką mieli sklep we wsi Lipie niedaleko Częstochowy. Mieli cztery córki, dwie przedwojenne i dwie powojenne. Najstarsza z nich to moja Babcia Stanisława. Pradziadek Wawrzyn, któregoś dnia wyszedł na obejście, upadł pod gruszą i już nie wstał. Moja Babcia często powtarza, że marzy jej się taka śmierć. (Nie ma szans, za dużo chodzi po lekarzach.) Pradziadka Wawrzyna nigdy nie poznałam, za to dobrze pamiętam prababcię Bronkę. Miała chore kolana, chodziła o dwóch laskach ale i tak gotowała obiad dla całej rodziny jak się wszyscy zjechali. Przysmakiem były prażuchy, kluski z gotowanych ziemniaków. Jak Babcia Bronka zmarła to grusza na obejściu uschła, z dnia na dzień.
Do sklepu moich pradziadków przyjeżdżał czasem mój drugi pradziadek z najstarszym synem Zenonem. I tak się dziadkowie poznali. Dziadek pochodził ze wsi Cisie. Był najstarszy z czworga rodzeństwa. Dobrze pamiętam i pradziadka Piotra i prababcię Mariannę. W ich domu hodowało się kaczki, gęsi i króliki. Dla dzieciaka to był raj. Nie było łazienki, za potrzebą chodziło się do latryny na podwórzu a w nocy korzystało się z wiadra. Myło się w cynowej balii. Dom po pradziadkach przejął kuzyn mojego ojca. Wyprowadził się tam z bloku w Częstochowie. Dom ma teraz podobno dwie łazienki.
Dziadek Zenek chciał być marynarzem i ukończył Wyższą Szkołę Morską w Gdyni, uczył się też w Leningradzie w szkole oficerskiej. U schyłku kariery był Komandorem Marynarki Wojennej i dowódcą jednostki trałowców. Jednostka ta najpierw stacjonowała na Helu a potem została przeniesiona do Świnoujścia. Pan Kapitan urodził się w Częstochowie, dorastał na Helu a potem rodzina przeniosła się do Świnoujścia kiedy był w czwartej klasie podstawówki. Babcia Stasia była nauczycielką matematyki, pracowała w szkole specjalnej z internatem.
Dziadek Zenek był moim ukochanym dziadkiem. Ja go już pamiętam na emeryturze, woził mnie po mieście na swoim niebieskim składaku, na bagażniku, czego absolutnie nie wolno było robić więc ciągle nas łapała milicja i wlepiała dziadkowi mandaty. Dziadkowe hodowali w ogródku kury, smak dziecinstwa to smak świerzutkich jajek. Babcia gotowała kurom karmę z obierek po ziemniakach i dodawała do niej skorupki jajek, śmierdziało w całym domu. Kury karmili też pokrzywami. Na pokrzywy jeździłam razem z dziadkiem do Parku Zdrojowego, tam były wtedy niesamowite chaszcze. Te pokrzywy potem dziadek siekał i suszyły się na strychu. Dziadek zmarł na raka krtani jak miałam dziewięć lat. Miał wojskowy pogrzeb, z salwą honorową i orkiestrą.
Z ukochanym dziadkiem
Moja mama urodziła się w małym miasteczku niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego. Mama urodziła się w domu (tzn. w mieszkaniu w bloku przy ulicy Jeziornej). Babcia Sławcia (również Stanisława) była położną. Dziadek Staś był kierownikiem w fabryce. Pochodził z Kieleckiego i miał cztery siostry. Babcia pochodziła ze wsi Hryniewicze na Podlasiu. Była silną kobietą o trudnym charakterze i chyba dlatego tak mało wiem o jej rodzinie. Pobrali się dość późno a moja mama była drugim dzieckiem, urodziła się sześć lat po swoim bracie. Babcia była niezwykle elegancką kobietą, nie wychodziła z domu bez kapelusza i rękawiczek. No i jako małomiasteczkowa położna znała wszystkich co oznaczało, że w tamtych czasach mogła dostać spod lady dosłownie wszystko (na przykład śliczne białe sandałki dla ukochanej wnuczki). Babcia Sławcia uwielbiała rękodzieło. Na szydełku robiła nawet suknie ślubne a za ‘mojej kadencji’ haftowała piękne obrusy. Myślę, że to po niej odziedziczyłam talenty manualne. Babcia całe życia paliła papierosy, zmarła nagle na serce. Dziadek Staś też już nie żyje. Oboje pochowani są w Świnoujściu.
![]()
Z babcią Sławcią
Moi rodzice poznali się na zimowisku harcerskim w Zwardoniu. Byli w liceum. Pobrali się w Szczecinie a po ślubie zamieszkali w Świnoujściu. Wynajmowali pokój z kuchnią w dzielnicy gdzie mieszkali głównie żołnierze Armii Bałtyckiej wraz z rodzinami. Mieszkaliśmy tam cztery lata i z tego czasu pochodzą moje pierwsze wspomnienia. Na tej samej ulicy był mój żłobek (teraz fryzjer i pawilony ze szmelcem dla niemieckich klientów) a niedaleko przedszkole (teraz przerobione na apartamenty dla turystów). Po drugiej stronie ulicy mieszkał Marcin, mój równolatek. To mój pierwszy przyjaciel. Bawiliśmy się na placu zabaw razem z radzieckimi dziećmi. W tym miejscu stoi teraz kościół. Chodziliśmy do tych samych placówek wychowawczych aż rozłączyło nas liceum. Marcin jest teraz księdzem i kiedyś wyprawił dla mnie mszę w jednej z kaplic w bazylice Św. Piotra w Rzymie. To był prezent na moje trzydzieste urodziny.
Nierozłączni
W całej rodzinie tylko ja jestem rodowitą Świnoujścianką. Kiedy się urodziłam ojciec bronił magisterkę a potem popłynął w morze. Wrócił po ośmiu miesiącach i podobno się go bałam. Z biegiem czasu nasze stosunki uległy jednak znaczącej poprawie ;). Ze względu na pracę ojca mama często była ze mną sama. Pracowała wtedy jako fizjoterapeutka w bazie zabiegowej ośrodka wypoczynkowego Bumar-Łabędy. Kończyła pracę o 13:00 i potem już była cała dla mnie. Czytała mi bajki, malowałyśmy, mama zawsze była bardzo kreatywna. Najbardziej lubiłam kiedy szyła na maszynie, bo wtedy ściągała lustro ze ściany, stawiała na podłodze a ja mogłam bez końca się w nim przeglądać, pozować i przebierać.
Z mamą
Generalnie byłam dobrym dzieckiem tylko nie jadłam. Byłam wręcz patologicznym niejadkiem. Dzisiaj to by się pewnie nazywało dziecięca anoreksja. Mama ciągała mnie po lekarzach i miała ze mną krzyż pański. Jadłam tylko kilka potraw, np. placki z jabłkami i rosół. Ale tylko z domowym makaronem. Więc moja mama co niedzielę wyciągała wielka drewnianą stolnicę i robiła domowy makaron. Jedzenie było dla mnie jedną z większych traum dzieciństwa a moim największym marzeniem kiedy dorosnę było to, że wreszcie nikt nie będzie mi kazał nic jeść. Byłam w czwartej klasie podstawówki, kiedy wróciłam ze szkoły i powiedziałam mamie, że jestem głodna. Mama myślała, że się przesłyszała. Do tej pory gdy odwiedzam rodzinę to na stole jest rosół bo wiadomo, że to na pewno zjem ;).
Jako dziecko bardzo dużo czytałam, Uwielbiałam czytać. Przeczytałam chyba wszystkie szkolne lektury, no poza ‘Panem Tadeuszem’ i ‘Chłopami’. Moja ulubiona epoka to Młoda Polska i międzywojnie. Ten temat trafiłam na maturze, dostałam szóstkę. W liceum pofarbowałam włosy na blond. Szkoła, do której chodziłam była uważana za elitarną, nie spodobało się to. Ojciec mnie bronił. Jak on był w liceum to kazano mu obciąć długie włosy. Włosy ściął, zapuścił brodę. Na brodę nie było paragrafu.
Jestem jedynaczką i nigdy mi to nie przeszkadzało. Nie pamiętam żebym jakoś bardzo chciała mieć rodzeństwo. W sumie to i tak wychowałam się z kuzynem. Moi rodzice wprowadzili się do domu dziadków i wyremontowali strych na własne mieszkanie. Po śmierci dziadka u babci pomieszkiwał mój kuzyn, równolatek. Myślę, że przez całe moje dzieciństwo babcia za mną nie przepadała. Za to mój kuzyn był jej oczkiem w głowie. To była moja druga trauma dzieciństwa. Nie lubiłam kuzyna i nie chciałam się niczym z nim dzielić więc babcia nazywała mnie cały czas samolubem. Dopiero jak dorosłam zrozumiałam, że wcale nie jestem samolubem. A kuzyn wyrósł na faceta z problemami. Moja babcia bardzo chciała doczekać prawnuków. Mój kuzyn był pierwszy ale wiem, że do pełni szczęścia brakowało jej prawnuka ode mnie. Bardzo się ucieszyła, kiedy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Teraz z babcią mam stosunki lepsze niż poprawne i mam podejrzenia, że to młodsza P. jest jej ukochaną prawnuczką. Moje stosunki z kuzynem pozostały bez zmian, ale lubię jego żonę i jestem chrzestną ich córki.
Od strony mamy mam aż trzech kuzynów. Świetne chłopaki. Jesteśmy bardzo zżyci. Całe dzieciństwo spędzaliśmy razem. Z nimi jeździłam na obozy harcerskie i rodzinne wypady. Mam dużo fajnych wspomnień związanych z wujkiem Markiem, bratem mamy. To on nauczył mnie jeździć na nartach i konno. Wujek był radiowcem, pracował przy Famie i Wiatraku. To dzięki niemu poznałam szanty Jurka Porębskiego. Wychowałam się na nich. Nie potrafię śpiewać, nie mam żadnego talentu muzycznego ale osiem lat temu wraz z mistrzem wykonałam duet do piosenki ‘Jejku jejku’. Ktoś to nagrał, mam film, nie miałam jeszcze odwagi tego obejrzeć.
Jako rodzina dużo jeździliśmy. Ojciec pływał w Polskiej Żegludze Morskiej, w rejsy można było zabierać rodzinę. Jak miałam pięć lat, to popłynęłam w pierwszy rejs. To był rejs do Brazylii, przekroczyliśmy równik i załoga zorganizowała prawdziwy chrzest morski. Mam dyplom i jestem certyfikowanym wilkiem morskim a Neptun nadał mi imię ‘Syrena’. Potem jeszcze pływałam z ojcem kilka razy. Ostatni raz jak miałam 16 lat, wtedy już bez mamy. To był pierwszy kapitański rejs ojca. Mój dziadek też kiedyś pojechał z ojcem w rejs, z tego rejsu nie wiedział co babci przywieźć w prezencie więc przywiózł jej… wąsy.
Chrzest morski. W tle Prozerpina.
Chodziłam do zwykłej szkoły podstawowej. Tej samej, do której chodził Pan Kapitan i jego brat. Szkoły nie przerobili na hotel i stoi do dziś. W środku wydaje mi się teraz dużo, dużo mniejsza. Uczyłam się oczywiście bardzo dobrze, nie byłam prymuską ale utrzymywałam się regularnie w pierwszej trójce. To Marcin był prymusem. Nauczyciele mnie lubili, niektórzy byli fantastyczni jak moja pani od polskiego, Pani Szczepańska. Zresztą polski był moim ulubionym przedmiotem, lubiłam pisać wypracowania i recytować wiersze. Miałam całkiem niezłą dykcję. Od trzeciej klasy brałam udział we wszystkich szkolnych akademiach, co roku były dwie: na dzień nauczyciela i na święto niepodległości. Pamiętam jak wprowadzili do skali ocen szóstki. Byłam pierwszą osobą w klasie, która dostała szóstkę a dostałam ją za recytację wiersza. To była Pieśń o Żołnierzach z Westerplatte. W szkole podstawowej miałam dwie przyjaciółki. Maję i Anię. Mama Ani była sędziną, należała do Świnoujskiej śmietanki towarzyskiej i kumplowała się z lokalną bohemą artystyczną. Zawsze zazdrościłam Ani, że z mamą chodzi na wernisaże a moi rodzice, kiedy ojciec wraca z morza wolą siedzieć w domu.
![]()
Pierwszy września 1988
Poszłam do prywatnego liceum. Był 1996 rok i w Polsce był boom na prywatne i tzw. społeczne szkoły. To było wyjątkowe liceum bo uczyli w nim nauczyciele mojego ojca. Miałam świetnego fizyka, profesora Srokę (który absolutnie nie nauczył mnie fizyki), matematyka ‘Mroka’ (który był szwagrem Sroki) i świetną panią od polskiego. W liceum byłam w klasie matematyczno-fizycznej. Rodzice tutaj ingerowali, bo ja chciałam iść do innego liceum do klasy humanistycznej. No ale to byłaby pomyłka, także jestem im za to wdzięczna. W tamtym czasie w dobrym tonie było posyłać dzieci na letnie obozy językowe. Nigdy, ale to nigdy nie dałam się wysłać do Oxfordu na obóz z firmą DPD (teraz EF). Uważam, że los jest przewrotny :). To w liceum zaczęłam zarabiać swoje pierwsze pieniądze. Najpierw w lokalnej stacji telewizyjnej byłam ‘panienką z okienka’, potem byłam prezenterką z lokalnym Radiu 44. Radio zostało potem wykupione przez Agorę i przez chwilę byłam nawet pracownikiem Agora s.a. Potem była druga lokalna telewizja. Kończąc liceum miałam przezwisko ‘missmedia’. Zdawałam nawet na dziennikarstwo na UW ale bez sukcesu.
Miałam dużo swobody jako nastolatka i nigdy nie nadwyrężyłam zaufania moich rodziców. Pierwszego papierosa zapaliłam jak miałam skończone 18 lat. Byłam bardzo kochliwa i zawsze miałam jakiegoś narzeczonego. Rodzice byli bardzo wyrozumiali, szczególnie, że na studiach upodobałam sobie dużo starszych mężczyzn. Nic dziwnego. Od małego byłam dla mamy partnerką do rozmowy. Z moją mamą nie było ściemy. W związku z tym była ze mnie taka ‘stara malutka’, zawsze łatwiej dogadywałam się ze starymi niż z rówieśnikami.
Moi rodzice nigdy nie żałowali mi pieniędzy ale te były na książki, pomoce szkolne, komputer, później laptop, czesne. Mój pierwszy komputer to był PC i był w zestawie z drukarką. Podczas gdy koledzy grali na komputerze w gry, ja pisałam wypracowania w Wordzie. Ojciec zawsze lubił gadżety, przywoził fanty z morza. Nie było to nic nadzwyczajnego, co drugi tata był marynarzem. W pierwszej klasie liceum wygrałam ogólnopolski konkurs grafiki komputerowej, powiedzieli o tym nawet w Teleexpresie. Nie wiedzieliśmy o tym, zadzwoniła ciocia z Opola, że byłam w telewizji a ona przegapiła. Mama przypadkiem nagrała to wydanie na video. Wygraną w konkursie był skaner (był ogromny! Pan informatyk, który ze mną pojechał na finał do Poznania musiał go tachać z powrotem pociągiem), a ojciec dodatkowo przywiózł mi wtedy z morza tablet (taki do grafiki, o ajpadach nikt wtedy jeszcze nie słyszał). Ale to był bajer! Jestem pewna, że to po nim jestem gadżeciarą.
Z tatą w Karkonoszach
Jestem jedynaczką, córką Kapitana. Oczywiście, że byłam rozpieszczana, ale myślę, że jednak umiarkowanie. Cieszę się, że moi rodzice nigdy nie kupili mi samochodu ani mieszkania. Zawsze dawali mi wędkę a nie rybę. Jestem im za to wdzięczna. Moi rodzicie mają po prostu głowę na karku i zawsze potrafili mi dobrze doradzić, dobrze mną pokierować. Jak zaczęłam studia na AGH i okazało się, że nic z tego nie będzie to zaufali mi i pozwolili zmienić kierunek studiów. A jak wymyśliłam sobie studia w Anglii, to też mi pomogli. Najbardziej w moich rodzicach lubię zdrowy rozsądek, otwartość i zaufanie jakim zawsze mnie darzyli. To dzięki nim nigdy nie miałam kompleksów i zawsze czułam się wyjątkowa. Im jestem starsza tym bardziej doceniam, że mam po prostu fajnych, mądrych rodziców. Im jestem starsza to zdaję sobie sprawę, że to wcale nie jest takie oczywiste.
Staram się wychowywać moje córki tak jak mnie wychowano.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wesołych Świąt Kochani! Do napisania w Nowym Roku.
Takiego Mikołaja strach się bać.